15.4.11

Inne spojrzenie...

...na Izrael.

Przyjaciółka zachwycała się niedawno Izraelem, do którego pojechała jako turystka. Niby nic w tym dziwnego, to piękny kraj. Byłam w Izraelu i też się zachwycałam. I to jak!
Byłam też w Jordanii, w obozach palestyńskich uchodźców - patrzyłam z przerażeniem na życie w nich. Rozmawiałam z ludźmi - do dziś dźwięczy mi w uszach ich stwierdzenie, że są i będą Palestyńczykami i że "never ever" zapomną o swoich domach i będą żyć w miejscu, do którego rzucił ich los i polityka mocarstw. Ale wciąż, mimo niezliczonych kontroli na granicach, nieprzyjaznych pytań o kontakty z "local people" na lotnisku - wciąż się zachwycałam.

Nie rozumiałam ich wtedy, tych upartych uchodźców, twierdzących w obozie blisko jordańskiej stolicy, Ammanu, ze pochodzą z Hajfy.

Pamiętam własne naiwne pytania: czy nie mogliby poszukać pracy i życia w Jordanii, w kraju, w którym teraz żyją? I tę samą odpowiedź: "never ever!"

Podróżowałam przez Izrael autostopem z amerykańską przyjaciółką, tocząc z nią niekończące się spory o Izrael i Palestynę, o prawo Żydów do własnego państwa, zwłaszcza po Szoah (ja) i o prawie Palestyńczyków do powrotu do własnych domów (ona).

Było niedługo p zawarciu pokoju w Irlandii Północnej i wszystko jeszcze wyglądało optymistycznie, wydawało się, że pokój jest na wyciągnięcie ręki.

W dalekiej Europie już niedługo potem zaczęły podnosić się głowy oburzenia na politykę Izraela w Gazie i na Zachodnim Brzegu. W Polsce nie - jakoś nie wypada. Na ziemi, na której dokonała się Zagłada, niełatwe jest krytykowanie izraelskiej polityki.

Czy tylko znajomość historii Zagłady sprawiła, że byłam tak bezkrytyczna?

A przecież nikt inaczej o Izraelu nie pisał.

Aż niedawno ukazała się książka Ewy Jasiewicz "Podpalić Gazę". Nie mogłam czytać jej spokojnie. Nie mogłam czytać jej w drodze do pracy. Ja czytać w metrze książkę i płakać nad nią?

Dlatego mam prośbę: niech ktoś powie coś więcej o tej książce. To literatura faktu, ale nie reportaż. To osobista (także ze względu na historię rodzinną) opowieść aktywistki, będącej przy okazji dziennikarką, a może dziennikarki, która w tej sprawie jest zdecydowanie aktywistką. Odmitologizowuje historię Izraela, znaną w Polsce głównie w wersji izraelskiej - albo wcale. Opowiada ją od nieznanej - dla mnie w każdym razie - strony. To, że Ewa Jasiewicz jest jawnie i jednoznacznie po stronie bombardowanych Palestyńczyków, nie jest dla mnie wadą. Owszem, chciałabym przeczytać książkę bardziej reporterską - ale obok, na pewno nie zamiast. Na szczęście, są takie książki. Pisana pasją opowieść Ewy Jasiewcz ma jednak szczególną zaletę: wybija mnie z kanapowego spokoju, codziennej obojętności, która bezszelestnie narasta w banalnej krzątaninie spokojnego życia, zaciska mi dłonie w pięści i sprawia, że płaczę z bezsilnego gniewu.

Jeśli tak dramatycznego gwałtu na prawach człowieka dopuszczają się ludzie, z powodu których prawa człowieka zaistniały jako idea i jako prawo - nie jest to optymistyczny wniosek na temat ludzkości.

A może to tylko zdarcie łusek z oczu i powrót do widzenia ludzkich społeczeństw nieco bardziej realistycznie? (Oczywiście, nie trzeba się ruszać daleko poza swoje podwórko, żeby to dostrzec. Tyle że wygodniej nie dostrzegać. Naprawdę, wiem, co mówię - mi też wygodniej).

Tę książkę czyta się z trudem, a jeszcze można ją wzmocnić historią zupełnie inną.

Historią przyjaźni filozofa i wilka - opowieścią o tym, czego wilk może nauczyć małpę o jej własnej naturze (Mark Rowlands "Filozof i wilk").

I konkluzja tej opowieści - która oświetla motywy i siłę gniewu autorki "Podpalić Gazę": "ostatecznie zbawi nas tylko nasze nieposłuszeństwo".

To mocne i trafne połączenie, z tą dodatkową zaletą, ze robi się od niego trochę mniej wygodnie.